poniedziałek, 11 stycznia 2016

Feminizm i poród

Mam wrażenie, że narracja feministyczna w Polsce dzieli się na pro i anty-macierzyńską, z wyraźną przewagą drugiej opcji. Kiedy zaszłam w ciążę, nagle spotykałam się z dziwną obawą ze strony innych kobiet, przed poruszaniem tematu aborcji w moim towarzystwie. Tak jakby zajście w ciążę stawiało mnie po stronie ultrakonserwatywnego i prokatolickiego mainstreamu. To między innymi dlatego w Manifeście Boskiej Matki Polki umieściłam punkt dotyczący wolnego wyboru w kwestii czy być matką. Nadal jestem po stronie ruchu pro-choice. Posiadanie dziecka nic w tej sprawie nie zmieniło.

Jakiś czas temu w internecie znalazłam wywiad z położną oraz zdjęcia z porodów domowych. Fotografie były czarno-białe, ale ich autorzy nie starali się niczego ukrywać, pokazali proces narodzin takim, jaki on jest. Dodam jeszcze, co bardzo ważne, że były to dokumentacje porodów domowych, siłami natury. Nie będę w tej chwili rozpatrywała samego artykułu, ale komentarze kobiet, które go przeczytały. Dominował głos o tym, że całość publikacji zniechęca do porodu w ogóle i że przecież poród w szpitalu ze znieczuleniem, a już zwłaszcza cesarskie cięcie na żądanie jest najwłaściwszym sposobem na rozpoczęcie macierzyństwa.

Kiedy przez polskie media przetaczała się dyskusja na temat refundacji znieczulenia przy porodzie w szpitalu, niemalże wszystkie organizacje feministyczne na swoich stronach internetowych i na Facebooku zabierały w tej sprawie głos. Zgadzam się z nim absolutnie, bo uważam, że najważniejszy jest wolny wybór. Kobieta powinna mieć przede wszystkim wolność wyboru. To ona decyduje o swoim ciele i o swoim dziecku. Ale! Dlaczego wówczas nikt, a przynajmniej ja na taki głos nie natrafiłam, nie poruszył kwestii refundacji porodów domowych? Są one umieszczone w koszyku świadczeń medycznych, nie jest to żadna szara strefa, ale NFZ nie refunduje takiej opcji. Porody domowe przyjmują położne, pracownice szpitala. A płaci się za nie dużo pieniędzy. Dlaczego feministki nie walczą również o tę opcję, a jedynie o cięcie cesarskie na żądanie i znieczulenie?

Uważam, że przede wszystkim trzeba walczyć o wiedzę, aby każda kobieta świadomie podjęła decyzję jak chce urodzić swoje dziecko. To nie jest tak, że na jednym biegunie jest poród naturalny spod znaku ciemnego katolicyzmu i hasła „w bólach rodzić będziesz”, a na drugim jest cięcie cesarskie, czyli z pozoru cudowne i „bezbolesne” rozwiązanie. Każda z opcji ma swoje dobre i złe strony. Ale prawda jest taka, że dla większości kobiet poród kończy się w szpitalu, w pozycji leżącej, w piżamie, z rozłożonymi przed obcym lekarzem i położną nogami, z brzuchem obwiązanym aparaturą KTG, z kroplówką z oksytocyną i informacją, że anestezjolog jest dziś zajęty/ po dyżurze/ na innym zabiegu i bez znieczulenia. A na koniec jest ból i upokorzenie, bo takie podejście do rodzącej ją uprzedmiotawia. I żadna z tych kobiet nie wie, że może być inaczej! Kobiety muszą brać odpowiedzialność za swoje ciało, ale bez odpowiedniej wiedzy tej odpowiedzialności wziąć nie mogą. Najważniejszy jest wybór. Po pierwsze wybór tego, gdzie chcemy rodzić (i zarówno opcja w szpitalu jak i w domu powinna być refundowana przez NFZ), po drugie wybór całego planu porodu, czy ma on być porodem siłami natury, drogami natury czy przez cesarskie cięcie. Personel szpitalny ma często podejście takie, że rodząca ma się podporządkować obowiązującym regułom. Otóż nie, bo gdyby nie chęć kobiet, by rodzić w szpitalu, nie byłoby tzw. porodówek.

I jeszcze jedno na koniec: jako feministki i feminiści powinniśmy walczyć o dowartościowanie zawodu położnych! To są bardzo kompetentne kobiety, niesamowite! To nie jest żaden średni personel szpitalny! Położne są osobami, które powinny odbierać porody naturalne i fizjologiczne. Lekarze ginekolodzy są od patologii ciąży i porodów z komplikacjami. Wielu z nich potrafi świetnie wykonać cięcie cesarskie, ale uważam że głównym pomocnikiem dla kobiety w porodzie naturalnym była, jest i będzie położna. Czyli kobieta, która sama przeszła przez piękno i trud porodu, a nie mężczyzna, który nie ma pojęcia co w tej chwili czuje jego pacjentka.

c.d.n.


Miś z cyklu Dziewczęce fantazje, Małgorzata Maciaszek, 2014, technika mieszana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz